Dziś dyskutowaliśmy w Sejmie o rządowym projekcie emerytur dla matek za urodzenie co najmniej czwórki dzieci. W wystąpieniu w imieniu klubu PSL zaznaczyłam, że w tej sytuacji państwo powinno znacznie silniej premiować kobiety, które urodziły, wychowały i pracowały.
W swojej sytuacji rodzinnej nie były w stanie wykonywać dobrze płatnych prac. Teraz otrzymują zwykle najniższe emerytury. Dlaczego kobieta, która wychowywała dzieci i pracowała ma dostawać tyle samo pieniędzy jak jej koleżanka, która w życiu nie przepracowała ani jednego dnia?
Osobna kwestia to sytuacja kobiet na tzw. emeryturach EWK. Czyli matek niepełnosprawnych, które przeszły na emerytury po 20 latach pracy, by zająć się chorym dzieckiem. W czasach, gdy rządziły AWS i SLD, była to jedyna pomoc państwa dla opiekunów niepełnosprawnych. Te kobiety do dziś dostają emeryturę w wysokości 700 – 800 zł miesięcznie, gdy świadczenie pielęgnacyjne – także dla nigdy niepracujących – jest dwukrotnie wyższe (1583 zł).
Matek na EWK w Polsce jest ok. 33 tysięcy.
Dlatego PSL wnioskuje o natychmiastowe zrównanie emerytur EWK ze świadczeniem pielęgnacyjnym. Roczny koszt tej operacji to ok. 177 mln zł, czyli 4, 5 razy mniej niż koszt wypłat emerytur dla niepracujących matek.
Reasumując – jeśli państwo chce nagradzać za rodzenie dzieci, to dlaczego robi to wybiórczo? PSL już dawno temu proponowało skrócenie wieku emerytalnego o dwa lata za każde urodzone i wychowane dziecko.
Uchwalając prawo nie można zapominać o etosie pracy, niezbędnym warunku dobrobytu każdego państwa. Sam wzrost dzietności to za mało, najwięcej dzieci rodzi się w ubogich krajach Trzeciego Świata. Rozwijają się wyłącznie gospodarki państw, w których etos pracy jest czymś więcej niż pustosłowiem.